ewa błaszczyk nawet gdy wichura

Ewa Błaszczyk: Czas sprawia, że przebudzenie po takim czasie od strony medycznej, rozpatrywane jest raczej w kategorii cudu . Ewa Błaszczyk wciąż walczy o zdrowie córki, która od 23 lat przebywa w śpiączce. Aktorka śledzi rozwój medycyny i wierzy w nowe metody leczenia, przyznając, że dają one cień nadziei na przełom. Gdy zachoruję, to jest lawina, nie mogę wejść do Oli, jest zakaz, nie mogę się z nią wtedy kontaktować, nawet przez szybę. Ma pani czas na wakacje? Byłam tydzień z Manią w Chorwacji, pływałyśmy łódką do Dubrownika, który jest przepiękny. Ewa Błaszczyk wie, że na pełne wyleczenie córki nie ma już szans, lecz małymi kroczkami stara się utrzymywać ją w jak najlepszej kondycji. Niestety w ostatnich tygodniach stan zdrowia Oli Ewa Gawryluk i Waldemar Błaszczyk przez ponad 20 lat tworzyli parę wręcz idealną. Wielu stawiało ich za wzór do naśladowania, bo małżonkowie niechętnie opowiadali o życiu prywatnym i Ewa Błaszczyk nigdy nie straciła nadziei na to, że jej córkę uda się wybudzić. Szukając ratunku dla Oli, postanowiła też pomóc innym osobom, które znalazły się w podobnej sytuacji, co ona. To dzięki Fundacji A kogo? udało się wybudować klinikę Budzik, gdzie ze śpiączki udało się wyprowadzić wielu małych pacjentów. Meilleur Phrase D Accroche Pour Site De Rencontre. To był najbardziej niezwykły wieczór walentynkowy, w jakim uczestniczyłem. Podejrzewam nawet, że drugiego takiego nie było w całej Polsce. Dla wielu zaskakujący, dla większości wstrząsający. Na dużej scenie legnickiego teatru Ewa Błaszczyk z zespołem śpiewała o miłości. Niby wszyscy tak robią, ale tym razem łzy spływały nie tylko po twarzy wykonawczyni. Wpatrzonych w nią i zasłuchanych widzów na blisko dwie godziny dosłownie wbiło w fotele. Świadectwo dawała sekundowa i absolutna cisza, która zapadała, gdy milkły ostatnie dźwięki piosenek. Nie było słychać nic, nawet oddechów. Potem, już tylko brawa… A na koniec owacja i kilka to były niezwykłe walentynki. Choć lepiej i prawdziwiej byłoby napisać anty-walentynki. Nie było bowiem serduszek, czerwonych róż i pluszowych klimatów, a także całej tej marketingowej tandety. Tych tanich, najczęściej udawanych wzruszeń i egzaltacji, z którą nieodmiennie kojarzy się amerykańskie święto zakochanych. Owych „na górze róże, na dole fiołki, a my się kochamy, jak dwa aniołki”. I dzięki Bogu, że nie wieku na szczelnie wypełnionej widowni legnickiego teatru dobitnie świadczyła, że tym razem zasiedli na niej bohaterowie piosenek Agnieszki Osieckiej, owi „mężczyźni po przejściach i kobiety z przeszłością” (albo odwrotnie). I właśnie dla nich, i dla siebie, balansując na granicy ekshibicjonizmu, Ewa Błaszczyk śpiewała o miłości. Tak, o miłości. Ale tej dojrzałej i prawdziwej. Tej, która często sprawia ból i przynosi cierpienie, gdy przemija. I - co najważniejsze - o tej, dla której warto żyć i mieć nadzieję. „Nawet gdy wichura”.Byliśmy świadkami czegoś więcej, niż recital utalentowanej wokalnie aktorki. Ewa Błaszczyk zaprezentowała widzom bardzo osobisty, intymny spektakl, w którym zaprosiła nas do świata własnych emocji i przeżyć. Na paciorki tego różańca wybrała utwory wybitne: Agnieszki Osieckiej, ks. Jana Twardowskiego, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Doroty Czupkiewicz, Włodzimierza Wysockiego, z nie mniej doskonałą muzyką Jerzego Satanowskiego, Leszka Możdżera, Zygmunta Koniecznego, a także samego Wysockiego.„Konie” tego ostatniego słyszałem wcześniej w wykonaniu Maryli Rodowicz. Kto pierwszy sięgnął po ten utwór, piosenkarka czy aktorka – nie wiem. Nie mam natomiast wątpliwości, która z interpretacji miała anielskie skrzydła, w której lepiej objawiła się rozdarta słowiańska dusza. W wykonaniu Ewy Błaszczyk było to wszystko: przestrzeń, pragnienie wolności, miłość, tęsknota i był to wieczór rozrywkowy, nawet gdy aktorka uroczo uśmiechała się do nas prezentując efektowną czerwoną kreację Ewy Minge. Na telebimie widzieliśmy bowiem czarno-białe zbliżenie jej twarzy, siatkę zmarszczek pod oczami i łzy na policzkach. Nawet wówczas, gdy z gorzką autoironią śpiewała „nie zabijaj mnie powoli, zrób to raz, dwa, trzy…”, bowiem „są kobiety wampirzyce i są światy bardziej śliczne, niż na przykład ja”. Serce stawało w gardle.„Miłość, to nie pluszowy miś, ani kwiaty, to też nie diabeł rogaty, ani miłość to, gdy jedno płacze, a drugie po nim skacze. Miłość, to żaden film, w żadnym kinie; ani róże, ani całusy małe duże, ale miłość, to gdy jedno spada w dół - drugie ciągnie je ku górze”. Rzecz jasna tej piosenki ulubieńców nastolatków czyli zespołu Happysad Ewa Błaszczyk nie śpiewała. Ale, innymi słowami, śpiewała przecież o tym samym. Z tą ważną różnicą, że ta ciężko doświadczona przez los i bardzo dzielna aktorka, doskonale wiedziała, o czym sobotni wieczór w legnickim teatrze poznaliśmy różnicę między sztuką, a zglobalizowaną rozrywką. W tej pierwszej chodzi o prawdę, w tej drugiej - wyłącznie o Żurawiński„Nawet gdy wichura”recital Ewy Błaszczyk na scenie Teatru Modrzejewskiej w Legnicyaktorce na scenie towarzyszyli: Marcin Partyka (instrumenty klawiszowe), Andrzej „e-moll” Kowalczyk (gitara i śpiew), Sebastian Feliciak (saksofony) oraz córka Marianna Janczarska (gitara i śpiew) Embedded video for Nawet gdy wichuraEmbedded video for Nawet gdy wichuraEmbedded video for Nawet gdy wichuraEmbedded video for Nawet gdy wichuraEmbedded video for Nawet gdy wichuraEmbedded video for Nawet gdy wichuraEmbedded video for Nawet gdy wichuraEmbedded video for Nawet gdy wichuraEmbedded video for Nawet gdy wichuraEmbedded video for Nawet gdy wichuraEmbedded video for Nawet gdy wichuraEmbedded video for Nawet gdy wichuraEmbedded video for Nawet gdy wichuraEmbedded video for Nawet gdy wichuraEmbedded video for Nawet gdy wichuraEmbedded video for Nawet gdy wichuraEmbedded video for Nawet gdy wichuraEmbedded video for Nawet gdy wichuraEmbedded video for Nawet gdy wichura

ewa błaszczyk nawet gdy wichura